wtorek, 9 kwietnia 2013

Madera - podsumowanie

Zanim przejdziemy do krótkiego podsumowania Madery oraz przekazania potomnym informacji o podróżowaniu z dzieckiem (a właśnie, wczoraj wyszła informacja, że narodowa biblioteka Wielkiej Brytanii będzie również archiwizować dane z Internetu w tym min. blogi – może kiedyś i te wpisy będą dostępne w bibliotece?).. ale, do rzeczy, zanim skrobnę kilka słów o wspomnianym wyżej, parę słów o zorganizowanych wycieczkach.

Po raz pierwszy wybraliśmy się z biurem podróży. Z kilku względów. Porównywaliśmy ceny wyjazdu samemu i wyjazdu zorganizowanego. Ceny zbliżone, na plus biura były również godziny przylotów na miejsce, zapewniony transfer, możliwość rezygnacji w ostatniej chwili i razie W pomoc rezydenta. Na szczęście nie musieliśmy z niej korzystać. Wyjazd z Itaką, bo to z nimi się wybraliśmy można uznać za udany. Uwagi można mieć do lotniczego przewoźnika,ale o tym już pisaliśmy.

Madera, ach Madera. Piękna wyspa, wspaniali ludzie, dobre jedzenie, przystępne ceny. Nie będąc w pełni sezonu, miejsce to jest odwiedzane przez rodziny z dziećmi lub osobami 50+ (w tym dużo z Polski). Nie wiemy jak jest w sezonie, ale raczej podobnie, Madera w naszym odczuciu jest cicha i przyjazna, nie ma miliona dyskotek, no a przynajmniej nie rzucają się w oczy.Ludzie też bardzo przyjaźni, bardzo, bardzo często zaczepiali Jadzię, a ta odwzajemniała zaloty uśmiechem. W zasadzie wszędzie uśmiech i przekonanie, że jest on szczery. Ba, nie mieliśmy żadnej nieprzyjemnej sytuacji. W Funchal i wszędzie indziej można czuć się bezpiecznie. Jedyne czego chyba mi zabrakło, to miejsca gdzie można się wyłożyć i pobyczyć, choćby przez pół dnia. Nie ma plaż to wiadomo, są knajpy, ale to też nie to. Gdyby chociaż było jedno takie miejsce, w którym można ot tak, poleżeć, zażyć słońca, nic nie robić, wypić coś zimnego i poczytać książkę, to była by pełnia szczęścia. Mimo to, polecamy.



Podróżowanie z dzieckiem, chyba nie jest takie straszne jak je malują. Owszem, są pewne niedogodności, ale z dzieckiem inaczej się nie da;) Jedyne czego w zasadzie nie przewidzieliśmy to opóźnienie wylotu, a zabraliśmy ze sobą dokładnie tyle jedzenia dla Jadzi, ile byłoby potrzebne,gdyby wszystko poszło zgodnie z planem. Co prawda przetrwaliśmy, ale wnioski wyciągnęliśmy i w drodze powrotnej, już zabraliśmy lekki zapas. Ani w Warszawie ani w Funchal na lotnisku nie było uwag związanych z zabieranymi na pokład słoiczkami i butelkami. Wyposażenie techniczne – jeżeli dziecko siedzi, chyba lepiej zabrać coś na kształt parasolki, niż duży wózek terenowy na pompowanych kołach. Zabraliśmy mały wózek i to był strzał w 10. Wypożyczając auto, a te są z gatunku tych mniejszych, lub zabrać się, gdy trzeba pokonać schody, albo po prostu zabrać dziecko pod pachę a wózek w drugą mały wózek robi różnicę.Wybieraliśmy hotel który gwarantował łóżeczko dla dziecka, co jak co, ale w nocy trzeba mieć pewność, że dziecku krzywda się nie stanie. No a przy okazji większy komfort. Jedzenie zabraliśmy ze sobą i dobrze, na miejscu nigdzie nie znaleźliśmy takiego jedzenia, jedynie w aptekach było coś, co przypomina nasze słoiczki. Pieluchy i mokre chusteczki są takie same jak wszędzie, więc to nie problem. Wracając jeszcze do samolotu, czyli tego, czego się najbardziej obawialiśmy. Jadzia jak i inne dzieciaki które z nami leciały zniosły lot bardzo dobrze. Owszem, jest trochę marudzenia i trzeba cały czas zabawiać dziecko, jednak nawet przy 5,5 godzinnym locie, jest to do zrobienia.Problematyczne jest jedynie podgrzanie jedzenia, bo dostępny jest jedynie„wrzątek gastronomiczny” a naczyń nie ma. Ale do zrobienia. Czy coś jeszcze związanego z podróżowaniem z dzieckiem? Chyba jedynie to, że warto.




W wątku maderskim to już wszystko. Wytrwałym dziękujemy, a wszystkich pozdrawiamy!
Do zobaczenia w kolejnej edycji 'koszyki-on-tour' :)