sobota, 6 sierpnia 2011

Svalbard dzień 10 – środa

W środku nocy dojechaliśmy do Peirsonhanna, zatoczka jest tak mała, że na spokojnie może tam stać tylko jeden jacht. Stali Francuzi, więc ustawiliśmy się w wejściu do zatoczki. Od razu dało się zobaczyć pozostałość Camp Mansfield (lub jak kto woli New London, będziemy stosować nazwy zamiennie), a sama zatoka sprawiała takie wrażenie, że chciało się wystawić stolik, 2 świece i zjeść spaghetti tak jak to miało miejsce w filmie „Zakochany Kundel”. Peirsonhanna jest dokładnie po drugiej stronie fiordu niż NY Alesund. Jakby dobrze się rozpędzić i skoczyć, to prawie by się doleciało.


Camp Mansfield jest jednym z najlepiej zachowanych tego typu miejsc na Spitzbergenie. Miejsc gdzie pod koniec XIX i początku XX próbowano rozkręcić złote interesy jest/było sporo. New London też okazał się niewypałem. Znaleziono złoża marmuru, znaleźli się Brytyjscy inwestorzy, postawiono potężne parowe machiny, osiedle domków itd. itp. Wszyscy byli zachwyceni, raporty z postępu prac były zgodne z prawdą i terminowe, był tylko jeden mały, drobniutki wręcz szczegół. Marmur jest tak kruchy, że rozsypuje się w rękach. Ale nie ma tego złego, powstały koszyki-on-tour na bogato, marmurową czcionką!



W Camp Mansfield spotkaliśmy dwa renifery, młode, nie bały się, dało się je podejść, bardzo miło z ich strony.


Na miejscu można podziwiać to co pozostało czyli: maszyny parowe, wózki, wózeczki, podnośniki na szynach, kuchnię na 3 fajerki, całą stertę mniej lub bardziej przydatnych rzeczy, 2 husy które pozostały (zajęte i zamknięte przez Sysselmana, ale dało się zajrzeć do środka, gdyż dało się otworzyć okiennice).


Poszwendaliśmy się trochę zatem po New London, w końcu pogoda nam dopisała, ładne słonko, mały wiatr, relaks. Po powrocie na Spirita, uruchomiono głośniki na deku, załączono Dire Straits, przeniesiono życie towarzyskie na pokład. Chillout.

Pod wieczór, na mocnym wietrze przepłynęliśmy na drugi brzeg do Ny Alesund. Cumowanie z problemami, wiatr i fala w kierunku prosto na malutką marinę. Z kłopotami, ale się udało, przy kei stał nam znany wycieczkowiec Fram, a i sam chiński minister czegoś tam był również tego i następnego dnia w NY Alesund. W NY Alesund jest między innymi Chińska baza naukowa (Yellow River Station), a ów minister brał udział w spotkaniu mającym załagodzić stosunki pomiędzy Norwegią a Chinami, mocno nadszarpniętymi po rozdaniu ostatnich nagród Nobla. Omal załoga s/y Spirit nie została sabotażystą ów pojednania ;) ale to już opowieść na długie jesienne wieczory przy kieliszku Porto…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli natchnęliśmy Ciebie do wypowiedzi, pisz tutaj: