Niedziela, zgodnie z przewidywaniami okazała się krótka. Po
porannej rozgrzewce i wstępnym pakowaniu nie zostało wiele czasu na gry i
zabawy, ale odwiedziny na placu zabaw były obowiązkowo.
Przystanek autobusu który jedzie na lotnisko był w zasadzie
pod mariną, więc nie musieliśmy długo się telepać z bagażami.
Jadzia trzymała się nieźle, trochę ją przetrzymaliśmy z
drzemką, aby zasnęła nam w samolocie. Do samolotu nie dotrzymała. Zaraz po
zajęciu miejsca w autobusie zaczęła odpływać. Wyglądało to wesoło, ale już
wiedzieliśmy, że po tak krótkiej drzemce, może być marudna w samolocie.
Na szczęście ta krótka drzemka okazała się wystarczająca i
podróż do Polski okazała się całkiem przyjemna, oczywiście nie uwzględniając
tłumów ludzi na lotnisku, ciasnoty w kolejce i walki (innych) o najlepsze
miejsca w samolocie.
Aha, Dublin z lotu
ptaka robi wrażenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli natchnęliśmy Ciebie do wypowiedzi, pisz tutaj: