sobota, 27 stycznia 2018

Sri Lanka dzień 10 - Ella

Miało być śniadanie na tarasie, na dachu, z widokiem. A wyszło jak zawsze. Wiatr gwiżdze tak, że przyjemności z tego nie będzie. No cóż śniadanie w pokoju też ma swoje uroki.

Dzisiaj dzień lenia i to z przytupem. Krynia zasnęła niedługo po śniadaniu, więc w ruch poszły kolorowanki, książki (na topie Karolcia), i inne tego typu.

Plan na dzisiaj zrodził się samoczynnie - spacer do miasta, z odejściem na kolejowy 9 Arches Bridge. No i tak spacerując dokulaliśmy się do punktu widokowego na tenże most. Punkt widokowy był o tyle fajny, że można znowu było usiąść do kolorowanek, a był na tyle niefajny, że widok na most był dość mocno ograniczony. Rzecz jasna było odejście w busz do mostu, ale początek tejże ścieżki nie zachęcał do przemierzenia jej z dzieckiem na rękach, a inaczej mówiąc nie porwał nas aż tak, żeby się się na niego dostać.






Wybraliśmy opcję dnia leniwego - kilkanaście minut spacerem w kierunku miasta i lody na tarasie z widokiem na jedną z dolin. Cisza i spokój.

Później, dalej niespiesznie miasto, suweniry, kolejna drzemka i tak dalej i tak dalej.
Potrzeba nam tego było, dziewczynkom zwłaszcza. Odżywają i chyba już przywykły do Sri Lanki.

Jutro kolejny intensywny dzień, przerzut do Tangalle z przystankiem w Udalawawe National Park. Tam safari - liczymy na słonie, krokodyle i leopardy. Jedziemy z Samonem, Jadzia już szaleje ze szczęścia na kolejne spotkanie z nim. Ma gość podejście do dzieci. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli natchnęliśmy Ciebie do wypowiedzi, pisz tutaj: