Dla porównania, dojazd na dworzec tuk tukiem to koszt około 200 rupi, a bilety dla naszej czwórki też okolice 200 rupii, w zależności od dystansu.
A jak już przy pociągach jesteśmy - lokomotywy to tylko dizle, tabor z lat bodajże 60, ale też trafia się coś nowszego z 2008 czy 2010 rok - ale to zdaje się na długich trasach i też nie zawsze. Nawet te stare są w niewiele gorszym stanie niż np SKM w trójmieście (te niebiesko-zółte, trochę nas tam nie było) względnie czysto, nie licząc wiatraków na sufitach, bo te oblepione brudem równo. No i właśnie, banalnie prosty sposób na "klimę dla ubogich" wystarczą 3 wiatraki - takie najprostrze biurowe - na suficie i od razu robi się przyjemniej.
W Hikkaduwa jesteśmy po 11, trafiamy na dużego tuk tuka, także podróż 2 km do hotelu upływa przyjemnie. Sama Hikkaduwa, to dość duża, a w zasadzie długa miejscowość, mocno nastawiona na turystów trzech kategorii - surferów, imprezowiczów i Rosjan. Pasujemy jak pięść do nosa :)
Tak czy inaczej Hikkaduwa to długa ulica wzdłuż wybrzeża, po jednej stronie ulicy hotele/hostele/homestaye z bezpośrednim zejściem na plaże, albo sklepiki z pamiątkami, biżuterią, knajpami. Po drugiej to samo, z tym, że bez zejścia na plażę.
Ilość napisów po rosyjsku jest jak, cytuję pewnego Szwajcara, "ilość polskich napisów Londynie".
Plaża długa, z knajpami albo szkołami surfingu, fale duże i długie, niestety znowu mocno skaliste dno, ale poprzeplatane łatami piasku. Można szaleć.
To co istotne z naszego puntu widzenia to dobrze zaopatrzony supermarket, po ponad 2 tygodniach powiało dość mocno cywilizacją, nie było wszystkiego czego potrzbowaliśmy, ale zapasy pielucho-słoiczkowo-przekąskowo-herbaciane w znacznej mierze zostały uzupenione, trafiła się również dawno nie widziana lemioniada w szklanej butelce. Dorosła część wycieczki lubi to.
Zamieszkaliśmy po tej stronie ulicy co nie ma bezpośredniego zejścia na plażę, w Bright Sunshine. Czysto, schludnie, przyjemnie. Free Wi-Fi standardowo jest ale i tak częściej go nie ma.
Przybytkiem zarządza bardzo sympatyczna i uczynna rodzinka - rodzeństwo. Gość zna kilka słów po polsku, bo swego czasu pływał na dużych statkach, często z Polakami.
Jest piątek, zostaliśmy uprzedzeni, że za płotem będzie impreza i zaproponowano nam zmianę pokoju, na taki położony z drugiej strony budynku, dalej od imprezowni, miło że zaproponowali, ale brak okna i praktycznie brak tarasu spowodował, że zaryzykujemy. Party zasadniczo trwa do 1 w nocy, ale jak się goście dobrze bawią, to i nieco dłużej.
Dziewczynki zasnęły bez problemów, mimo iż impreza rozkręcała się z godziny na godzinę, finalnie kończąc się po godzinie 4 w nocy. Muzyka na szczęście ogólnoświatowa, w Ella za oknem trafiła nam się impreza z lokalnymi hitami, to był koszmar.
Plan na jutro - dojechać i zobaczyć Galle.