Podczas śniadania Grażyna nieśmiało przebąkuje, że Roman (ojciec jej córki) ma nową łódź i że może popłyną na wodospad, jeżeli mamy chęć to miejsce się znajdzie. Niestety ani ona, ani my nie mamy przekonania, że wycieczka się odbędzie.
I ledwie zdążyliśmy zamoczyć nogi w wodzie, gdy okazało się, że wypływamy za 2-3 minuty. Spoko, poszliśmy prawie tak, jak staliśmy. Zdążyliśmy zabrać tylko plecak, coś na stopy, wodę i telefon.
Podróż łodzią mogła zająć 45-60 minut. Wylądowaliśmy na południu wyspy, skąd, zgodnie z drogowskazem do wodospadu było 10 minut pieszo. Bardzo miarodajna i cenna informacja :)
Droga zajęła nam chyba trochę więcej czasu, bo Jadzia szła "śama", ale opłacało się dreptać.
Wodospad przepiękny, ale jeszcze lepsze było jeziorko pod nim. Woda krystalicznie czysta i chłodna (chociaż i tak cieplejsza niż Bałtyk latem), nic tylko wskoczyć!
Jeziorko było małe, z 3 stron otoczone wysokimi skałami, z czwartej zejście do wody po skale, a za nią głębina nieprzebrana. Dla nas w sam raz. Coś cudownego. Chłodnego. Odprężającego. Totalnie relaksującego.
Nawet nie wiem ile czasu spędziliśmy pod wodospadem. Nikomu nie chciało się wracać, jednak prognoza pogody nie była optymistyczna i rozsądek wziął górę.
Powrót tą samą drogą był okazją, aby raz jeszcze rozkoszować się widokiem wyspy z poziomu wody. Zatoczki, laguny, skały i ściana drzew, aż do lini wody, malutkie plaże, turkusowa woda...
Po południu zamieniliśmy kilka słów z Polakami, którzy rano zameldowali się w chaletach obok. Okazało się, że w zatoczce na jednym z końców plaży żyją sobie jaszczury. Takie na oko dwu metrowe. Jak warany z Komodo, tylko mniejsze. Szkoda, że dopiero teraz dostaliśmy tę informację, już lekko się ściemniało, a to ostatnia okazja, żeby je jeszcze zobaczyć.
Bezimienne jaszczury faktycznie miały, lekko licząc, dwa metry długości. Niestety ja robiłem zdęcia, więc nie wyszły. Podczas polowania na jaszczury udało nam się jeszcze zobaczyć płaszczkę, która przepłyneła tuż obok nas.
Nasz ostatni dzień na Tioman był pełen wrażeń. Czas na pożegnania i szybki sen, jutro o 5:30 odjeżdżamy do Tekek - łapać prom o 6:30 do Mersing, a później przez Kuala Lumpur na Langkawi samolotem.
pozdrowienia i całusy dla Jadzi. Grażyna Kaiser
OdpowiedzUsuńGrazynka! Jak Ty nas znalazlas!? Zakochalismy sie w Waszej Juarze, nigdzie potem nie bylo juz tak dobrze! Na pewno wrocimy! Jadzia ogladala kilka razy filmiki z wodospadu - reakcja: "Ania, baba" ;))) Pozdrowienia, niestety juz z Poznania! Marta
Usuń