Jest dobrze, znajdujemy się w bliskiej odległości od kościoła Santa Luzia. Widoki z okolicznych tarasów są przecudowne - dachy pokryte pomarańczową dachówką, biel ścian, rozlewisko oceanu.
Na jednym z tarasów widokowych podchodzi do nas gość z naszyjnikami, bransoletkami i innymi. Na przypał pytam po ile bransoletka - 25 euro, ale może zejść do 20. Produkt afrykański. Ta jasne. Ale od słowa do słowa i na hasło "cabo verde" rozmowa stała się zupełnie inna :)
Z ceny bransoletki co prawda nie zjechał, ale zaczął rozdawać nam prezenty - Jadzi małą bransoletkę, nam po skórzanych. O cenie przestaliśmy rozmawiać, powiedział tylko, że napiłby się kawy. To da się zrobić.
Aha, na Marty bransoletkę zaczął rzucać pozytywne, senegalskie zaklęcia. By żyło się lepiej :)
Tuż obok, przystanek ma linia żółtego tramwaju, numer 28E. Przystanek Lg. Portas Sol. Wsiadamy, kierunek Martim Moniz, Cena 2,70 euro. Od osoby. Przejażdżka ciasnymi uliczkami, pomiędzy starymi budynkami, dwupasmówkami, starym i nowym budownictwem pokazuje jak złożona i piękna jest Lizbona.
Wysiadka na placu Martim Moiniz i pieszo ruszamy w kierunku Elevador de Santa Justa. Nie jest daleko, przeciąć dwa place, później w lewo, pod górkę i jesteśmy. Tak przynajmniej powiedział motorniczy Lizbońskiej bimby. Nie kłamał.
Wysiadka na placu Martim Moiniz i pieszo ruszamy w kierunku Elevador de Santa Justa. Nie jest daleko, przeciąć dwa place, później w lewo, pod górkę i jesteśmy. Tak przynajmniej powiedział motorniczy Lizbońskiej bimby. Nie kłamał.
Elevador de Santa Justa to... winda ;) zwana jest także Elevador do Carmo, gdyż wyjście z górnego poziomu znajduje się przy ruinach Convento do Carmo - klasztorze Karmelitów, a raczej tym co po nim zostało.
Ale wracając do tematu winda znajduje się w żelaznej 32 metrowej wieży wzniesionej w 1902 roku. Zaprojektował ją Raul Mesnier du Ponsard, portugalski inżynier, którego nazwisko raczej nikomu nic nie mówi, jednak był to uczeń niejakiego Gustawa Eiffela, a tego to kojarzy nawet dziecko. Podróż na tarasy widokowe - a jak - drewnianą, elegancką windą. Jedną z dwóch. Wjazd 5 ojoro od osoby.
Elevador opuszczamy górnym przejściem, tym przez klasztor Karmelitów. Wpadamy w wąskie i strome dróżki, przy których knajp nie brakuje. Ładujemy się do jednej. Po daniu głównym czas na deser. W końcu jest dobra okazja aby spróbować - ginjinhi, miejscowego likieru wiśniowego. Spróbować warto, polecać już niekoniecznie. I chociaż dramatu nie było, to jednak spodziewaliśmy się więcej po tymże.
Następny przystanek, Elevador da Gloria. Też winda, ale w postaci żółtego tramwaju, który kursuje na trasie Praça dos Restauradores - Jardim de São Pedro de Alcântara. Tramwaj trzyma poziom, mimo ostrego kąta góry którą ma do pokonania. Cena 3,60 euro, od osoby, wjazd i zjazd. Dużo, zważywszy że trasa jest krótka, żeby nie powiedzieć bardzo krótka. Na górze, na pocieszenie, 17 kroków o przystanku znajduje się taras widokowy, z którego widok uspokaja, a latem porastające go drzewa zapewne dają kojący cień. Przyjemne miejsce.
Czas wracać, tramwaj opłacony, więc żal nie skorzystać, ruszamy pieszo w kierunku znanego nam przystanku Portas Sol i niedaleko od niego zaparkowanego samochodu. Aby umilić sobie drogę idziemy przed siebie, to gubiąc, to powracając na właściwy szlak.
Ulice raz pod górę, raz z górki, remontowane, lub nie, ładne lub bardzo ładne i klimatyczne. Wyszedł nam świetny spacer i zobaczenie Lizbony, o której nie pisze się w przewodnikach.
Wieczorem skoczyliśmy jeszcze na, znajdujący się niedaleko naszego hostelu, taras widokowy/fontannę na szczycie wzgórza, na którym rozlewa się park Edwarda VII. Stoimy na fontannie, nad naszymi głowami powiewa wielka flaga Portugalii, przed nami niesamowity widok na Lizbonę. A w zasadzie park Edwarda, który tworzy długą zieloną prostą, wpadającą w centrum Lizbony, pomarańczowo-dachówkowe centrum zakończone oceanem, czy też zatoką.
Coś niesamowitego. Niepowtarzalny widok na dobranoc.
Dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli natchnęliśmy Ciebie do wypowiedzi, pisz tutaj: