środa, 24 stycznia 2018

Sri Lanka dzień 5 - Sigiryia

Ojojoj, ale nas w nocy przetrzepało. Nie wiem co to było, czy bakteryjne czy wirusowe czy jeszcze coś innego ale miotało nami tak, jakby sam szatan się nad nami pastwił.
Szczęście w nieszczęściu, że dzieciaki oszczędziło.

Podejrzenie padło na kokosa, gdyż dzieciaki go nie piły. Druga opcja jest taka, że to nie kokos, a szczepionka na WZW A (dzieciaki zaszczepione przed wyjazdem, cudem zdobyte 2 ostatnie szczepionki z prywatnych zasobów pracowników publicznej służby zdrowia) zadziałała jak należy, bo wedle zapewnień w takich sytuacjach też miała zadziałać. Tak czy inaczej z kokosem dajemy sobie spokój, czwartego podejścia nie będzie.

W związku z sytuacją z nocy, samopoczuciem wątpliwej jakości wszelkie plany samoczynnie zostały zmienione. Po południu zdecydowaliśmy się na spacer do "centrum". Szału nie było, ale co zrobić.

I tutaj jeszcze jedna ciekawa rzecz, gospodyni gdy się dowiedziała, że mamy problemy żołądkowe przygotowała miksturę na tego typu dolegliwości. Z dużą dozą prawodpodobieństwa pomogło (na pewno nie zaszkodziło) a europejskie medykamenty na tego typu problemy nie zdały egzaminu.
W rezerwie pozostał jeszcze magiczny lek na receptę, na turbo ostre lub przedłużające się problemy gastryczne. Chociaż niewiele brakowało, a zostałby użyty.

To nasza ostatnia noc w Sigiryia, wstępnie następnym punktem wycieczki miało być Trincomalee, czyli plażowanie na północno-wschodnim krańcu wyspy, zrezygnowaliśmy jednak z tego pomysłu, ze względów organizacyjnych. Z Trinco albo jest opcja powrotu do Colombo (przyjazd pociągiem bodajże około 4 w nocy, z dzieciakami? - ta jasne) albo tułaczka wschodnim wybrzeżem.
Decyzją jednogłośną wybieramy kierunek Kandy. Zawiezie nas tam, dzisiaj zakupionym samochodem, ojciec gospodyni.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli natchnęliśmy Ciebie do wypowiedzi, pisz tutaj: